Mazda MX-5

#82 Mazda MX-5 | 2.0 Sky-G 184 KM | TEST | Wiatr we włosach, banan na twarzy.

Kultowa, ikoniczna, ponadczasowa, bezsensowa. Taka właśnie jest Mazda MX-5, z wyjątkiem ostatniego słowa, choć niektórzy będą się z tym kłócić. Ostatnia generacja kompletnie zmienia odczucia z tego auta. Choć…czy to nadal jest auto, czy coś więcej? Właśnie tego próbuję się dowiedzieć jeżdżąc MX-5’tką generacji ND, czyli w czwartym wcieleniu.

Wizualizacja ideału.

Zacznijmy od początku. Colin Chapman mawiał niegdyś, że projektując auto nie należy dawać mu ogromu mocy, a odjąć masy, sprawić by był lżejszy. Nie był to na pewno ich cel, lecz te słowa bardzo mocno czuć prowadząc popularną „Miatę”. Oczywiście, to określenie jest zarezerwowane dla rynku US, a u nas nazwywa się Roadsterem, ale chyba każdy z nas zamiatał nią w Need For Speed, prawda?

Mark Jordan miał stworzyć lekkie, sportowe auto, które będzie konkurować z Alfą Romeo Spider, a jednocześnie będzie tanie. To były czasy, gdy Brytyjska motoryzacja powoli znikała z rynku. Postawała więc nisza, którą Mazda doskonale zapełniła. Od premiery minęły 34 lata, a filozofię pokochały miliony. W tym niechętnie przyznam, ja. Choć wcale nie zamierzałem.

Najnowsza generacja oczywiście spuchła, nie jest już aż tak malutka, jak jej siostry. Jest też zdecydowanie bardziej agresywnie narysowana. Przemawia do mnie „choć, będzie fajnie”. Nie wypada odmówić takim pokusom, prawda? Drobny problem pojawia się, gdy wsiadam. Moje 187 cm się w wygodnej pozycji nie mieści. Próbując mocniej wcisnąć fotel w podłogę odkrywam oczywiste – tu nie ma elektrycznej regulacji, jest za ciężka. Dach trzeba ściągnąć samemu, bo silniki za dużo ważą. Oczywiście przy odrobinie wprawy robi się to szybciej niż nowoczesne auta robią ze wspomaganiem. Ale trzeba to zrobić stojąc, inaczej jednak nie wyglądamy zbyt dostojnie. Takie uroki roadstera. Wybaczam zaraz po odpaleniu silnika.

MX-5 nie emanuje mocą.

Zdecydowanie. Pod maską ogromna, jak na obecne czasy, jednostka Skyactiv-G o pojemności dwóch litrów. Generuje ona moc 184 KM oraz skromne 205 Nm. Jednocześnie warto zaznaczyć, tu nie ma żadnego turbo, żadnego kompresora. Stara dobra szkoła silnika o zmiennej fazie rozrządu. Wkręca się na obroty jak szalona, a cały fun jest dopiero powyżej 4 tys. obrotów, czyli tam gdzie kończy się w większości nowoczesnych aut. Oldschool pełną gębą.

MX-5 uwielbia być dobrze rozgrzana, mocniej depnięta, rzucona w zakręt. Odpłaca się tym w taki sam sposób, nie pamiętam bym od pierwszych metrów tak mocno był zaangażowany w jazdę. Nie zrozum mnie źle, auta typu Jaguar F-Type R wymagają uwagi, bo jedno mocne naciśnięcie akceleratora i kot zjada głowę. Ale tam najpierw położy Ci łapę na ramieniu i ryknie ostrzegawczo systemami bezpieczeństwa. A Mazda? Tu oczywiście też są systemy wspomagające, ale wszystko dzieje się kompletnie inaczej. Analogowo. Tak jak motoryzacja wyglądać powinna. Fantastyczne uczucie w 2023 roku.

Elektronika.

Można założyć, że skoro mamy trzeciej dekady XXI wieku, to Mazda jest nafaszerowana nowoczesnymi technologiami, bezprzewodowym Apple Car Play i innymi bajerami. Nic bardziej mylnego. Wszystko wymaga podłączenia kabla do telefonu. Tak na początek. Z bajerów jest nawigacja, ale przyznam szczerze, że nie próbowałem nawet z niej korzystać. Zresztą, ekranem steruje się pokrętłem, tuż przy lewarku zmiany biegów. Oczywiście skrzynia jest manualna, jak przystało na oszczędzanie masy. Znajdziemy na pokładzie nagłośnienie Bose, ale przyznam szczerze, że nie pamiętam bym słuchał muzyki. Zdecydowanie lepiej posłuchać jak silnik zmienia tony. Brakuje trochę bardziej agresywnego wydechu, bo tu nie dzieje się kompletnie nic. Choć z drugiej strony nie jestem pewien, czy pop-corn by pasował do Mazdy.

Są oczywiście wszystkie ważne systemy – line assist, tempomat, ESP. To ostatnie oczywiście można łatwo wyłączyć, by MX-5 jeszcze chętniej zamiatała wiadomo czym.

RWD ponad życie.

Czas przejść do sedna – czy ona naprawdę tak fantastycznie jeździ? Tak. Absolutnie szczerze. Mazda MX-5 kupiła mnie od pierwszych metrów. Do tego stopnia, że po prostu żałowałem, że stoi w garażu piękny niedzielny poranek. Cieszyłem się jak dziecko wiedząc, że po południu ruszam polować na piękny zachód Słońca. Radość porównywalna do jazdy autami o mocy 500+ KM. Sam jestem w szoku, że to przyznaję.

MX-5 miała być zaprojektowana jako idealnie wyważone auto o rozłożeniu masy 50:50. Udało się, w punkt. Kiedyś ważyła nieco ponad tonę, dziś jest to 1260 kg (w pełni dociążone!). Nadal jeden z najniższych wyników na rynku, na tyle niski że mam wyrzuty sumienia, że zjadłem tak duże śniadanie.

Miata prowadzi się doskonale. Robi to, co chce kierowca, w taki sposób przekazując wszystkie informacje, że najdrobniejsza zamiana rodzaju nawierzchni jest od razu rozpoznana. Czuć ten rozkład masy, ale wystarczy dotknąć magicznego guzika odpowiadającego za wyłączenie trakcji, a można śmiało zamiatać na każdym zakręcie. Rzekłbym, że kąt wychylenia jest wprost proporcjonalny do uśmiechu na ustach. Choć oczywiście nie odważyłem się szukać limitu swoich umiejętności, to co dała mi MX-5’tka mi absolutnie wystarcza. Uśmiech od ucha do ucha jest zawsze cudownym odczuciem za kółkiem.

Czy boli po kieszeni?

Zaczynając od ceny zakupu, poprzez serwis, kończąc na eksploatacji, MX-5 nigdy nie była drogim autem. Niestety obecne czasy sprawiły, że nie jest ona autem przystępnym cenowo, choć porównując do konkurencji – nadal nie jest źle.

Aktualny konfigurator startuje od 151 900 zł, w zamian za co otrzymuje się auto z nagłośnieniem Bose, dostępem bezkluczykowym, Apple Car Play, fabryczną nawigacją Mazdy, automatyczną klimatyzacją czy podgrzewanymi i elektrycznymi lusterkami. Za dodatkowe 7 tysięcy zł Mazda dokłada skórzaną tapicerkę oraz reflektory matrycowe LED z systemem oświetlania adaptacyjnego. Dodaje też łopatki do zmiany biegów, co jest równoznaczne by było ze skrzynią automatyczną, lecz o takiej próżno szukać informacji.

W najwyższej opcji wyposażenia otrzymujemy zawieszenie Bilstein i fotele Recaro, ale kosztuje to już 167 900 zł. Zaznaczając dosłownie wszystko można wywindować cenę na ponad 240 tysięcy. Rodzi to jednak pytanie, czy to w ogóle ma sens? Kłóci się z filozofią Jinba Ittai, czyli jedności jeźdźca z koniem. Dokładanie dodatków, gadżetów, masy nie poprawia znacząco…w sumie niczego. Ani komfortu, ani osiągów, ani tego jak się w aucie czujemy. A co gorsza, drenuje portfel.

Czy widzę go u siebie?

Zdecydowanie tak! Dawno nie spotkałem się z autem tak przyjemnym w codziennym użytkowaniu. Co prawda Mazda MX-5 nie jest zbyt praktyczna. Bagażnik o pojemności 130 litrów zmieści co najwyżej dwa plecaki albo weekendowe zakupy. Niestety nie oba na raz. Ale komu to przeszkadza? To zdecydowanie nie jest auto, które ma być używane jako daily. Bardziej jako weekendowe/dojazdowe. Takie drugie/trzecie w rodzinie, ale zdecydowanie to dające najwięcej emocji. Bo tego typu pojazdy kupuje się właśnie dla emocji oraz emocjami, prawda?

MP

We współpracy z Mazda Odyssey

Instagram

Facebook

TikTok

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *