Renault Austral okladka

#72 Renault Austral | 1.3 tce mhev | iconic esprit Alpine | TEST | Odgrzewany kotlet wrócił jako modne vege.

Renault Austral ma na nowo włączyć Francuzów do walki w najbardziej zyskownym rynku automotive. Mowa oczywiście o SUV-ach i Crossover-ach. Nudne to, ale takie mamy realia i z tym trzeba żyć. Najpierw z oferty zniknął Kadjar, a teraz wrócił pod postacią dwojaczków – Arkana oraz Austral. Tym razem na tapet wleciał ten nowszy.

Austral – co to w ogóle znaczy?

Austral w wolnym tłumaczeniu to południowy. Choć nie bardzo wiem, jakie by to miało znaczenie w tym wypadku. Co dla mnie istotniejsze to jak się go odbiera. Już na starcie punktuje wyglądem. Niby trochę podobny do poprzednika, ale przez pakiety stylistyczne niezwykle przyjemny w odbiorze. Dodatkowo dostojności dodaje mu lakier szary schistesatin z dachem w barwie czarny etoile (7500 zł + 3700 zł za nadwozie dwukolorowe). Auto w standardzie wyjedzie na 20” feldze i tu nawet nie ma możliwości zmiany. Bardzo dobrze, bo felgi sygnowane są logo Alpine. Każdy chciałby mieć Alpine w domu, a przynajmniej ja bym chciał. To mogę mieć, chociaż taką namiastkę.

Austral to SUV w pełnym znaczeniu tego słowa. Długość 4,5 metra, 18 cm prześwitu, 500 litrów bagażnika i przesuwana tylna kanapa. Można śmiało powiedzieć – standard jak na te klasę. Czym się więc wyróżnia? Np. satynowym lakierem, pakietem stylistycznym Alpine, 5-letnim dostępem do usług online. Mało? Pewnie tak, ale zapraszam do środka, tam dzieje się magia.

Przyszłość nastała już dziś.

Wnętrze Australa nie przypomina niczego, co widziałem do tej pory w gamie Renault. To jest więcej niż nowa generacja auta. Ogromny ekran zamiast analogowych zegarów to jedno, ale samo wnętrze przywodzi na myśl bardziej statek. Wielka, dziwnie spłaszczona na górze i dole kierownica bardzo nietypowo leży w rękach. Na niej klikalne guziki, choć w pierwszej chwili wyglądały mi bardziej na dotykowe.

Całe wnętrze usłane jest kolorowymi taśmami. Te zmieniają kolor średnio co 30 minut lub, jeśli je ustawisz w wybranym z 52 kolorów, świecą światłem ciągłym. Uwagę zwraca też coś, co przypomina skrzynię biegów, ale jest zwykłym podłokietnikiem. Może też służyć jako podstawka pod nadgarstek. Umiejscowiony idealnie by klikać na tym wielkim ekranie na środku kokpitu. Co jeszcze ciekawsze, zamontowany na ruchomej platformie, przesuwanej. Niestety w takim wypadku albo zakrywa uchwyty na kubki, albo dość spory schowek. Na szczęście zaraz obok jest drugi, zamykany, służący też za podłokietnik. Niestety zamykanych schowków, prócz tego nad nogami pasażera i tego na okulary, więcej nie ma. Ten ostatni może służyć też za podgląd na pociechy z tyłu, dzięki wbudowanemu lusterku.

Ok Google.

Użytkownicy iPhone’a będą płakać. Na pokładzie Renault Austral zainstalowano bowiem system Google Automotive, czyli w uproszczeniu Androida. Co w tym najlepsze, wystarczy zalogować się do swojego konta Google, by w pełni odblokować wszystkie funkcje. Oczywiście można powiedzieć – po co? A choćby by od razu mieć na ekranie wszystkie pinezki, zapisane cele i plany w mapach Google. Sam ich używam, mimo że mam iPhone’a. Wszystko to wyświetlane na 12,3” ekranie dotykowym.

Jestem naprawdę pozytywnie zdziwiony płynnością działania i kompletnym brakiem lagów. Oczywiście jestem też zaniepokojony, bo właśnie dlatego, że system Google’a po dwóch latach mocno zwalnia, zmieniłem system na iPhone’a. Póki co – nie ma co się martwić i po prostu go używać. Nic nie stoi na przeszkodzie aktywować Apple Car Play dla integracji z telefonem, a i tak jako głównego używać tego zainstalowanego.

Na szczęście nie wszystkim steruje się za pośrednictwem tego wielkiego ekranu. Na samym jego dole co prawda są obecne dotykowe pola do sterowania ogrzewaniem foteli, kierownicy, i samą klimatyzacją, ale poniżej są nadal fizyczne przełączniki. Służą do zmiany temperatury, sterowania nawiewami, czyli czegoś, co jednak czasem lepiej mieć pod ręką.

A pod ręką, dosłownie, jest największa wada ergonomii tego auta. Przełącznik wycieraczek ma aż dwóch towarzyszy. Stary dobry pałąk sterowania multimediami pamięta jeszcze pierwsze Dacie. W 2023 takie rozwiązanie nie przystoi, szczególnie że głośnością steruje się i z tego ogromnego ekranu i z kierownicy. Drugim z przełączników jest drążek zmiany biegów. Chwilę mi zajęło go okiełznać, choć przyznaję, że zdarzyło mi się parę razy pomylić kierunki. Od siebie, czyli do przodu i do siebie by do tyłu? Ponownie, nic bardziej mylnego. Jest dokładnie odwrotnie. Albo po prostu Francuzi lubią uprzykrzać innym życie. I to nie jest wyłącznie moja opinia.

Austral jeździ po australijsku?

Trochę tak. Renault stara się podkreślać obecność silników hybrydowych gdzie to tylko jest możliwe. Wychwalanie ekonomii, aksamitnych przełożeń skrzyni to codzienność. Niestety nie do końca to kupuję. Nie zrozum mnie źle, bo naprawdę lubię ten silnik i to auto. Obecność 1.33 litrowego silniczka w sporym jednak SUV’ie nie może jednak skończyć się dobrze. Co prawda Austral nie jest ciężki, bo waży raptem ok 1450 kg, ale wysilony benzyniak jest paskudnie głośny sam z siebie. Inżynierowie zrobili cuda, by moment obrotowy był dostępny już od 1800 obrotów. Jednak 270 Nm to zdecydowanie za mało, a podnoszenie mocy ponad 160 KM jest mocno ryzykowne.

Przy oszczędnej jeździe udało mi się osiągnąć spalanie w trasie rzędu 5,8 litra. Jest to wynik dobry, ale jechałem niemal całą drogę na aktywnym tempomacie 90 km/h, z bardzo delikatnym traktowaniem akceleratora. Podobny wynik zrobiłem w znacznie cięższej i mocniejszej Skodzie Karoq, bez takich wyrzeczeń. Trochę żwawsza jazda i 7-8 litrów jest gwarantowane. W mieście na szczęście trzeba się mocno postarać, by wynik był dwucyfrowy.

Spalania z prędkości poza miastem wolę nie podawać, bo ani nie było to mało, ani nic przyjemnego. Austral powyżej 110 km/h wypija ok 8 l, a autostrada to już 11+.

Kolejne kilometry.

Jednak najgorsze są szumy powietrza, mocno słyszalne już od 90 km/h. Przy 120 jest już bardzo głośno. Zdecydowanie zabrakło wyciszenia auta, a za te pieniądze jednak nie przystoi.

Niestety dalsze podróże Australem nie należą do przyjemności, głównie przez niezwykle twarde fotele. Niewiele pomaga też funkcja masażu, pierwszy raz powodował u mnie on bardziej dyskomfort niż jakiekolwiek pozytywne wrażenie. Pozycja za kierownicą dla osoby mojego wzrostu też jest dość dziwna. Przy moich 187 cm lubię siedzieć nisko, a tym wypadku długa niezwykle ogranicza to widoczność krańców auta, które ciężko jest wyczuć. Siedzi się blisko kierownicy, na szczęście jest dość miękko, więc kolana w nic nie uderzają.

Austral i zwrotność?

Jeszcze zanim o samym manewrowaniu, wrócę na chwilę do systemu hybrydowego w Renault. Jest to zintegrowany z rozrusznikiem i alternatorem system, który korzysta z akumulatora 12 V. W teorii dawać to ma płynny start spod świateł, gdy silnik gaśnie, jednak w praktyce cieszyłem się, że za wyłączenie odpowiada guzik i nie muszę nigdzie głębiej go szukać.

Na szczęście po deaktywacji można się cieszyć typowo kanapowym prowadzeniem auta. Co prawda można sobie ustawić sztywniejszą kierownicę, jednak warto przekonać się jak wygodnie można podróżować. Jest miękko, sprężyście. Tak jak ma być w rodzinnym aucie. Ciekaw jestem o ile lepiej jeszcze by było z mniejszą felgą, a większą oponą.

Same wrażenia z jazdy są też pozytywne, o ile nikt nie próbuje Australem szaleć w zakrętach. Wówczas szybko okazuje się, że środek ciężkości jest za wysoko i przestaje być stabilnie. Zresztą nikt przy zdrowych zmysłach nie traktuje go jak Megane RS, chyba.

Zamawiasz kotleta czy idziesz do Starbucksa?

Cennik Renault Austral otwiera się od 134 900 za wersję wyposażenia equilibre. W rym wypadku skazali jesteśmy na silnik o mocy 140 KM. Dopiero od wyzszej, Techno jest wybór mocy silnika. Póki co, na naszym rynku nie ma hybrydy o pojemności 1.2 litra i mocy 200 KM, oczywiście doładowywanej silnikiem elektrycznym. Wersja iconic esprit Alpine zaczyna się od 180 900 zł, a ten konkretny egzemplarz wyceniony został na 205 tysięcy zł. Doposażony został we wszystko co tylko Renault oferuje, prócz szklanego dachu panoramicznego. Za tak skonfigurowane auto, biorąc pod uwagę obecne czasy szalonych cen to bardzo uczciwa propozycja.

Patrząc na konkurencję np. Nissana Qashqai albo Kię Sportage bardzo ciężko jest się zdecydować. Renault na pewno wygrywa integracją z usługami Google i świeżym wyglądem. Jak dla mnie wrażenia wizualne to właśnie pierwsze skrzypce przy wyborze auta. Ma się podobać, ma cieszyć oko i to nie tylko moje w garażu, ale i przechodniów. A za tym Australem obejrzało się zdecydowanie więcej osób niż za Sportage. Mimo swoich mankamentów i małego silnika to właśnie on moim zdaniem wygrywa.

MP

We współpracy z Renault Polska

instagram.com/count2t3n/

facebook.com/count2t3nMotoryzacyjnie

tiktok/@roundthewheel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *