Skoda Karoq Sportline

#71 Skoda Karoq | Sportline 2.0 TSI 190KM | TEST | Ta nudniejsza siostra bliźniaczka, której nie chciałeś.

Seat Ateca, Skoda Karoq i VW Tiguan to w zasadzie jedno auto, podane na trzy różne sposoby. Prawie jak zrobić różne dania z tych samych składników. Wypada więc sprawdzić, w jakim stylu każde podano. Atece miałem już dwukrotnie i mogę stwierdzić, że robi na sportowo. Ze stajni Skody miałem do czynienia wyłącznie z największymi modelami, więc z tym większą przyjemnością odebrałem Skodę Karoq. Co ciekawe, właśnie w tej najbardziej odjechanej odmianie, Sportline.

Skoda Karoq może się podobać.

Pomarańczowy Phoenix, to oficjalna nazwa koloru mojej Skody Karoq, która tak mocno zwracała uwagę. Warto wydać 3100 zł za wyróżnienie się na ulicy. Dla mnie to jednak po prostu rudo pomarańczowy. Paleta tu jest też mocno ograniczona do 6 barw, a za każdy trzeba coś dopłacić, więc nie ma z czym szaleć. Niestety z felgami jest też marny wybór, 18” to standard. Oczko większe, Vega, wyglądają już nieźle. Psującym cały efekt jest plastikowa nakładka niczym kołpak, psująca cały efekt. Podobno obniża spalanie…

Sama linia nadwozia też nie jest szczególnie wyszukana. Idę o zakład, że ustawiając całą trójkę obok siebie z profilu, chwilę się zastanowisz, zanim rozpoznasz poszczególne modele. Zdecydowanie więcej charakteru jest z przodu, jak i z tyłu. Zasługa pakietu stylistycznego Sportline, gdzie większość dokładek na grillu oraz sam grill są czarne. Podobnie lusterka, jak i relingi dachowe. Do tego nowoczesne lampy LED i auto może się podobać.

A w środku jeszcze bardziej czarno.

Pierwsze wrażenie po zajęciu fotela kierowcy niestety bardzo negatywne. Poczułem się dosłownie zalany falą czerni i plastiku. Gdzieniegdzie widać piano black, w innym miejscu skórę. Nawet są białe nitki. Ale niestety poczułem się jakbym cofnął się o dobre 5 lat. Wydawało mi się, że akurat Skoda ma wnętrza z trochę lepszym polotem. Chociaż jak sięgam pamięcią to i Superb był w środku praktycznie jak Karoq, tylko po prostu większy.

Na szczęście całkiem nieźle spasowano wnętrze i żadnych niepokojących skrzypień nie uświadczyłem. Aczkolwiek pukać w kokpit nie polecam. Tak samo, jak wozić np. kluczy. Plastiki, a szczególnie te w czerni fortepianowej, zbierają rysy jak szalone. Na szczęście trójramienna kierownica jest obszyta skórą, perforowaną, a trzymanie jest całkiem niezłe. Jak na tę klasę auta oczywiście. Obok są manetki zmiany biegów.

Sama pozycja za kierownicą, jak i fotel są całkiem ok. Na minus niestety zintegrowane zagłówki oraz brak regulacji wysokości podparcia lędźwiowego. Kompletnie nie rozumiem montowania foteli imitujących kubełkowe, z dość przeciętnym trzymaniem bocznym, w mimo wszystko rodzinnym aucie. To nie jest R/RS, by to miało sens. W wymienionych wydaniach są też fenomenalne fotele ergonomiczne, których komfort broni wysoką dopłatę w cenie. W Skodzie Karoq możliwości wyboru ich nie ma.

Praktyczność.

Skoda Karoq aspiruje do miana auta rodzinnego. Tak jak pierwszy rząd pasażerów na brak miejsca, jak i skrytek, nie powinien narzekać, to w drugim wyższemu nastolatkowi może być już lekko ciasno. Dzieciaki w fotelikach będą niestety też bez problemowo kopać rodzica w plecy. Zdecydowanie polecam mieć ze sobą mikrofibrę. Albo zdejmować buty, by te nie porysowały oparcia fotela.

Dużo lepiej jest z bagażnikiem. Na papierze 521 litrów to nie jest wiele, jednak jest tu miejsce i na koło zapasowe, jak i parę dodatków. Podłoga jest ustawna, a duże walizki mieszczą się dwie bez najmniejszego problemu. Sama klapa jest dość lekka, więc nawet jak elektrycznego jej podnoszenia nie jest specjalnie uciążliwy.

Skoda Karoq Sportline jest sport na szosie?

Samo auto, jak na swoje gabaryty, jest dość lekkie. Przy masie własnej na poziomie 1583 kg można spodziewać się albo bardzo wysokiego środka ciężkości, albo oszczędności nie tam gdzie trzeba. W tym wypadku jest to połączenie obu tych wad. W żadnym wypadku Sportline nie daje sportowych doznań i o tym należy pamiętać. Prowadzi się lekko, wyraźnie dając znać, że limit przyczepności jest bardzo blisko. Zachęca raczej do spokojnej jazdy.

Daje bardzo wyraźnie do zrozumienia, że nie lubi wysokich prędkości. W środku mocno słychać szumy, zarówno te od lusterek, jak i kół. Szkoda, że nie dołożono trochę więcej wygłuszenia. Na plus jednak spolaryzowane szyby w standardzie. Poprawa widoczności zawsze na plus.

Sportowe osiągi?

Moja testowa Skoda Karoq otrzymała benzynowe serce o pojemności 2 litrów i mocy 190 KM. Skromne 320 Nm, dostępne już od 1500 obrotów, pomaga osiągnąć setkę w równe 7 sekund. Dużo pomaga w tym napęd na cztery koła, oparty o Haldex. Testy w warunkach zimowo/wiosennych mają to do siebie, że pomagają szybko odkryć wszelkie niedociągnięcia układu kierowania. Tu wszystko się dzieje spokojnie, stabilnie, bez zbędnej sensacji. Tak ma być.

Skoda Karoq nie lubi agresywnej jazdy, ale silnik jeszcze bardziej. To ta sama jednostka, którą miałem w Atece, i ogólnie często stosowana w całej gamie VAG. I bardzo przeze mnie lubiana. W cyklu miejskim albo przy agresywnej jeździe niestety lubi swoje wypić, czyli nie mniej niż 11 litrów. Wystarczy jednak wpleść trochę ekodrivingu i używać adaptacyjnego tempomatu, by zobaczyć efekty. W trasie, w trybie jazdy Eco, i jadąc dość przepisowo udało się zejść poniżej 6 litrów. Jadąc jednak już bardziej dynamicznie, ale nadal spokojnie wynik podskoczył o raptem półtora litra. Z całego testu 438 km uśredniłem jednak 8.8 litra. To wynik ponad litr mniejszy niż bliźniaczą Atecą.

Multimedia.

Przechodząc do tego, co w Skodzie lubię najbardziej. To prostota systemu infotainment. Wszystko jest jasne, nie jest poukrywane w milionie podmenu. Jednocześnie to, co chce się zmienić jest wyciągnięte z tabletu jako fizyczny przełącznik. Nie jest też nowocześnie dotykowy, tylko klasycznie analogowo klikalny. Niezmiennie doceniam i punktuję.

Audio gra po prostu ok. Niestety marny ze mnie meloman, więc też specjalnie nie zwracam na nie uwagi. Bardziej doceniam, gdy system głośnomówiący ma przyzwoite mikrofony, a tu jest też dobrze.

Fani dostosowania auta pod swoje potrzeby też się ucieszą, bo system DCC za 4050 zł, można sobie ustawić swój własny tryb jazdy. Polecam skorzystać. Ja 80% czasu jeździłem z ustawionym sterowaniem w „sport”, korzystając z bardziej komfortowego zawieszenia i jednocześnie kompletnego uciszenia głośników. Z nich miała lecieć wyłącznie muzyka. Ktoś postanowił, że nawet w ustawieniach „normal” będzie generowany, cicho, ale jednak odgłos silnika. W trybie „sport” jest on nie do wytrzymania. Takie pomieszanie wściekłej V8 z tanim mikrofonem oraz szaleńczą jazdą. Przyznaję, że fabrycznie silnik w Skodzie Karoq kompletnie nie brzmi, ale by tak denerwować sztucznym odgłosem? Chętnie dopłacę do DCC, by móc to wyłączyć.

Czemu tak drogo?

Cennik Skody Karoq otwiera wersja Ambition z silnikiem 1.0 litra i manualną skrzynią biegów. Ta dość ryzykowna konfiguracja sporego SUV-a wyceniona została na 117 850. Sportline z silnikiem 2.0 TSI zaczyna się cennikowo od 169 550 zł. Egzemplarz testowy razem z dodatkami to już ponad 188 tysięcy. A to nadal nie jest koniec konfiguratora, bo udało mi się dojść do 240 tysięcy. Czy to dużo za Skodę? Najlepiej sprawdzić jak wyceniona jest konkurencja.

Seat Ateca aktualnie nie ma odpowiednika w ofercie, przez niedawne usunięcie silnika 2.0 z cennika. Tiguan z mniejszym silnikiem 1.5 l dopiero otwiera cennik od 175 tysięcy. Więc z całej rodziny VAG tylko Skoda Karoq nadal oferuje większy silnik benzynowy, w pozostałych dopiero jest dostępny w największych modelach.

Skoda Karoq wpasowuje się idealnie w potrzeby rodziny 2+2+1, czyli z dodatkiem zwierzaka. Zapewnia zaskakująco dobrą ekonomię użytkowania, mnóstwo przestrzeni zarówno dla użytkowników, jak i bagaży. Do tego oferuje wystarczająco duży zapas mocy i mnóstwo funkcjonalności. Jeśli komuś nie przeszkadza wnętrze, które jest do bólu praktyczne i nie budzi zbyt wiele emocji to naprawdę ciężko o lepszą alternatywę.

MP

We współpracy ze Skoda Polska

Instagram

Facebook

TikTok

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *