Kia Niro eV

#67 Kia Niro EV | XL 204 KM 64.8 kWh | Test | Elektryfikacja ze znieczuleniem

Elektryfikacja postępuje w nieustraszonym tempie. Niektórzy od tego drżą po nocach, a inni płyną z nurtem. Kia zdecydowanie należy do drugiej grupy. Kia Niro jest doskonałym przykładem adaptacji do nowych warunków. Z auta spalinowego powstał czysty elektryk. W ofercie oczywiście pozostały wszelkie możliwe wariacje silnikowe, ale mi przyszło sprawdzić tą najbardziej eko.

Wizualnie jest rewolucja.

Powiedzieć, że Kia Niro jest kontrowersyjnie narysowana to jak nic nie powiedzieć. Nowa generacja Niro mocno wpisuje się nową mowę stylistyczną Kii, głośno krzycząc „patrz na mnie!”. Nic dziwnego, bo Kia Niro mocno urosła, a przynajmniej patrząc z daleka. Realnie to raptem 4,5 cm dłuższy i szerszy pojazd. Patrząc pod tym aspektem i biorąc pod uwagę 15 centymetrowy prześwit Niro wpasowuje się idealnie w kategorię crossoverów.

Przeprojektowane światła przednie mają zintegrowane światła dzienne w technologii LED o dość nietypowym kształcie. Wraz z kierunkowskazami z tyłu mają nawiązywać do zapisu EKG. Nie jestem przekonany do tego uzasadnienia, ale i tak mi się podobają. Ogromny grill pozbawiony dużych wlotów powietrza dodaje powagi. Pozostawiono jedynie wąski pasek na samym dole zderzaka. W imię aerodynamiki. W tym samym celu stworzono ciekawie wyglądające łapacze powietrza w słupku C. Ten dodatkowo jest w kontrastowo czarnym kolorze. Jadąc Kia Niro poprawia w ten sposób docisk tylnej osi. Rozwiązanie dość ciekawe, szczególnie że nie rozwija ona i tak wielkich prędkości. Czy kupuję ją za wygląd? Nie spodziewałem się, ale tak!

Praktyczna ta Kia Niro?

Zdecydowanie tak. Co najlepsze ma ledwie 25 litrów mniejszy bagażnik od hybrydowego brata i ponad 100 litrów większy od tego z napędem PHEV. Przy okazji dość pakowny, i z regulowanym podwójnym dnem. 450 litrów to dokładnie tyle samo, co ja mam w BMW serii 3. Co prawda starszego, ale w kombi. Niesamowite jak rosną te auta. Oczywiście nie samym bagażnikiem człowiek żyje, więc trzeba przeskoczyć na miejsce dzieciaków.

Tam nie ma zaskoczenia, bo ja z moimi 186 cm mieszczę się bez najmniejszego problemu. Co prawda Kia Niro na pewno nie była projektowana z myślą o wożeniu osób mojego wzrostu jako tego drugiego balastu, ale szacunek że jest mi dość wygodnie. Cała magia spowodowana jest podniesieniem podłogi by zrekompensować ogromną ilość baterii pod nią.

Naturalnie, że jako pasażer z przodu też mam miejsce na nogi i plecak oraz jeszcze torbę żony. Do tego mnogość schowków oraz dość nietypowe wykończenie boczków drzwi. W pierwszej chwili myślałem, że to jest jakaś tkanina, ale niestety to wzorzysty plastik. W dodatku bardzo twardy i niezbyt przyjemny w dotyku. Na szczęście chociaż tam nie ma żadnej czerni fortepianowej. Nowe auta niestety są jej pełne, nie inaczej jest w i tu. Wnętrze Niro po kilku latach będzie wymagało dobrej pielęgnacji, by te wszystkie rysy usunąć.

A kierowca?

Mi za kółkiem bardzo trudno było znaleźć wygodną pozycję. Na szczęście fotel był regulowany elektrycznie, wraz z pamięcią ustawień. Wydaje mi się, że w autach koreańskich najbardziej optymalnie siedzi mi się głęboko w podłodze, bo tylko wtedy nie szoruję głową w sufit. Długo też musiałem się przyzwyczaić do nietypowego kształtu kierownicy. Jest przeogromna i ma zamienione stronami klawisze funkcyjne. Wielokrotnie zamiast regulować tempomat zmieniałem stację radiową.

Za to rozwiązanie sterowania klimatyzacją ponownie pochwalę. Ponownie, bo patent z Kii Niro spotkałem już w Sportage. Otóż pod tabletem jest spory wyświetlacz i dwa pokrętła. Jeden podświetlony klawisz dotykowy odpowiada za przełączanie między zarządzaniem temperaturą i multimediami. Proste, podświetlone, a jakże przyjemne w obsłudze. Najważniejsze, że nie wymaga sięgania do tabletu, a po dwóch dniach można nawet obsługiwać bezwzrokowo. Dodatkowo, czegoś takiego nie widziałem nigdzie indziej.

Na co jeszcze może liczyć kierowca? Na pewno na czytelność zegarów, bo i tu nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Spore, jasne, proste. Mają co prawda 3 tryby, ale różnią się od siebie jedynie kolorem. Zmienia się jeden wskaźnik, ale są to zmiany bardziej kosmetyczne niż personalizowane. Najważniejsza dla mnie i tak jest prędkość, zasięg i siła rekuperacji. A co do samego zasięgu i odzyskiwania energii.

Kia Niro ma tryb spania!

Jak już uda się rozładować auto, nie ma absolutnie żadnego problemu zdrzemnąć się na pokładzie. Wystarczy przeskoczyć na fotel pasażera, dwa razy nacisnąć klawisz i siedzenie się rozkłada niczym łóżko. Sen nie potrwa długo, gdyż Kia Niro obsługuje szybkie ładowarki, ale niestety producent nie podaje maksymalnej obsługiwanej mocy. Zachęca jednak hasłem iż z 10 do 80% Kia Niro może być naładowana już w 43 minuty. Łatwo więc policzyć, że mocy większej jak 50 kW nie przyjmie.

Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie ładować się z gniazdka domowego. Pod maską umieszczono skromny, bo raptem 20 litrowy, schowek idealny na kable. Przestrzegam jednak, że wówczas ładowanie zajmie praktycznie całą noc oraz następny dzień. Przydałaby się fotowoltaika.

Oczywiście pierwszorzędną kwestią będzie jak długo Kia Niro wytrzyma bez bliskości gniazdka. Producent deklaruje do 452 km w cyklu WLTP. Niestety nie udało mi się osiągnąć nawet zbliżonego wyniku. Podczas moich testów co prawda nie było specjalnie gorąco ani zimno, ale wahania temperatury na pewno nie pomagały. Moje absolutne maksimum to okolice 360 km. Podczas całego testu zrobiłem 560 km, uśredniając 17,6 kWh/100 km.

Oczywiście, że można jechać bardziej eko, szczególnie że bliźniaczy Hyundai Kona przy podobnych warunkach pochłaniała ok 3-4 kWh/100 km mniej. Wydaje się to niewiele, ale to jednak 20% różnicy. Najniższy wynik to oczywiście jazda miejska, w trybie one – pedal, z dużą ilością hamowania rekuperacyjnego. Wówczas Kia Niro zadowala się ok 12,5 kWh/100 km. Oczywiście jeżdżąc bardzo dynamicznie bardziej realne jest 20 kWh/100 km. Ja jednak nie oszczędzałem akumulatorów, i sprawdzałem warunki typowo Warszawskie, z elementami dróg ekspresowych. Kia Niro ma ogranicznik do 167 km/h, oczywiście w celu ochrony akumulatorów. Ten bardzo szybko traci moc po osiągnięciu tak zawrotnych prędkości. Równie szybko znika zasięg. Podsumowując zasięg, Niro kocha miasto i korki.

Czy Kia Niro lata bokiem?

Co w wypadku, gdy mieszkam w miejscowości uznawanej za sypialnię aglomeracji miejskiej i jednak muszę dojechać? Czy Kia Niro dostarczy choć trochę emocji na w miarę pustych, krętych odcinkach? Niestety nie. Zawieszenie bardzo dobrze wybiera nierówności, ale absolutnie nie wybacza przesadzenia z prędkością w wirażu. To nie jest auto z zacięciem sportowym, lecz typowo miejskim. Co prawda udało się mocno obniżyć środek ciężkości, jak na cross overa oczywiście, dzięki akumulatorom wożonym pod brzuchem, ale nadal nie ma sensu bawić się w rajdowca.

A jak tam multimedia?

W tej kwestii Kia trzyma nadal niezły poziom. Co prawda to, z czego realnie korzysta największa grupa kierowców, czyli Car Play/Android Auto nadal działa tylko po kablu, ale działa stabilnie i nie przerywa. Do tego działa na pełnym ekranie, i nie ma potrzeby klikania po całym menu po zmianie źródła multimediów.

Sam system jest bardzo czytelny, szybki i zezwala na niewielką personalizację. Jedyne czego mi zabrakło, to aktualność stacji ładowania. Korzystałem z ładowarek GreenWay, czyli de facto lidera na naszym rynku, a mimo tego nie było ich na mapie. Boli mnie to, głównie przez fakt, że korzystając z wbudowanej nawigacji auto przygotowuje baterie do ładowania. Zużywa trochę więcej energii, np podgrzewając je, by proces był optymalny. Poza tym, nie mam zastrzeżeń.

Jeszcze tylko gwoli rzetelności wspomnę o audio. To sygnowane jest logo Harman Kardon, ale w moim odczuciu mogłoby to być logo każdej innej firmy. Nie zrozum mnie źle, bo grają dość głośno, w miarę czysto, ale bardzo płasko. A przypomnę, że ze mnie jest żaden audiofil. Ostatnio jednak naszła mnie nostalgia na mocniejsze brzmienia i niestety w Kii doznania były dość przeciętne.

Cennik zaczyna się od…

Jak przystało na auto elektryczne, Kia Niro tania nie jest. Na szczęście Kia przewiduje tylko jedną wersję silnikową, więc nawet wydając te 191 900 zł otrzymuje się 204 konny motor z deklarowanym zasięgiem do 452 km. Za te pieniądze Kia Niro jest już całkiem nieźle wyposażona. Między innymi: 17″ alufelgi, system utrzymania w pasie ruchu, światła w technologii LED i aktywny tempomat.

Moje auto to wersja XL, której cennik otwiera kwota 231 tysięcy zł. Na szczęście dużo podbić tej ceny już się nie da. Podbić można zmianą koloru nadwozia (do 2800 zł) , słupka C (2000 zł), szklaną panoramą (3000 zł) oraz pompą ciepła (4500 zł). Panel dodatków to już pole do ułańskiej fantazji, ale tam polecam jednak nurkować z umiarem mimo stosunkowo niewielkich cen (okolice 300 zł) w ilości zaznaczonych pozycji tkwi efekt końcowy. Moje auto zostało wycenione aktualnie na 243 tysiące zł.

Za bardzo podobną kwotę można kupić np. nowe Renault Megane E-Tech, z podobną mocą, również napędem na przednią oś oraz równie futurystycznym wyglądem. Oba auta mają akumulator o podobnej pojemności, identyczny deklarowany zasięg i bardzo zbliżone zużycie energii. Z tym, że Niro „stoi” na 17″ feldze, a Renault ma 3″ większą. Renault jest mocno futurystyczne, stawiając na integrację z usługami Google. Kia rozwija sprawdzone rozwiązania, de facto wyznaczając kierunek rozwoju Europejskiej konkurencji. Nie bez przyczyny to ona drugą najczęściej wybieraną marką w Polsce, i to zarówno w aspekcie aut o napędzie klasycznym jak i elektrycznym.

MP

We współpracy z Kia Polska

Instagram

Facebook

TikTok

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *