a110 gt

#45 Alpine A110 | GT 1.8 300KM | TEST | Emocje dostarczone na zamówienie

Alpine, powstała jako maleńka firma zajmująca się tworzeniem małych, lekkich aut sportowych bazujących na wytworach koncernu Renault, w 1955 roku. I od tamtej pory przez 67 lat nieustannie zachwyca podejściem do motoryzacji. Twórca, Jean Redele, wychodził z założenia że wyścig jest najlepszym sposobem przetestowania samochodu seryjnego, a zwycięstwo najlepszym argumentem sprzedażowym.

Doskonałe motto dla handlowca, którą z resztą był. Jego idea by poprawić fabrykę, i to co z tego wynika, po dziś dzień zapiera dech. Mało seryjnie, mocno sportowe i wyjątkowe. Niewątpliwie byłby dumny z nowej A110 GT, która na kilka dni trafiła do mojego garażu. Spełniło się dzięki temu jedno z moich marzeń motoryzacyjnych.

Alpine to dziecko ufo i …

Z góry zaznaczam, że jeśli szukasz argumentów rozsądkowych do zakupu Alpine, to znajdziesz ich w tym teście wyjątkowo mało. A110 w żadnej odmianie nie kupuje się rozumem. Można za to pomyśleć o zakupie oczami. Wówczas trzeba spojrzeć jej prosto w oczy. A tych ktoś postanowił Alpinie dać całkiem sporo. Moja żona stwierdziła, że przypomina trochę ufoludka, mi z kolei przypomina trochę pajęczaka. Przy czym A110 zdecydowanie ma więcej wdzięku, i nie jest odrażający.

Budzi ciekawość, pytania sąsiadów, i ogólne zainteresowanie. Jak najbardziej zrozumiałe po tego typu aucie, a poza tym bardzo wskazane. Alpine nie kupuje się by pozostać incognito. Dodatkowo, w tym malowaniu auto tylko zyskuje. Co prawda brakuje mu odrobinę subtelności w wyglądzie, ale zdecydowanie nadrabia te braki w innych aspektach.

Zachodząc Alpine od boku, jestem pod wrażeniem jakim cudem udało się projektantom zachować tak obłą sylwetkę, tak nisko poprowadzoną, zostawiając jednocześnie tak dużo miejsca w środku dla kierowcy. Odpowiedź odnajduję bardzo szybko.

W Alpine szuram tyłkiem po asfalcie.

Wsiadanie do Alpine, niestety, nie należy do najbardziej przyjemnych. Będąc bardziej precyzyjnym, jest przyjemne dla osób mojego wzrostu, a ja mam raptem ok 186 cm. Po wciśnięciu nóg zajmuje się jednak zaskakująco wygodną pozycję za kierownicą. Ta z kolei jest maleńka i doskonale leży w dłoniach. Wszelkie guziki funkcyjne umieszczono tak, by nie przeszkadzały podczas szybkich manewrów, i nic przypadkowo nie wcisnąć.

Niestety nie uszło mojej uwadze, że Renault nadal usilnie próbuje przyzwyczaić kierowców do dodatkowej manetki obsługi multimediów. Jest to co prawda wygodna opcja, ale mimo wszystko mocno przestarzała. Chociaż jeśli bym mial wybierać: pałąk czy sterowanie wszystkim z tabletu, to wolę by jednak by ten pierwszy nadal tu był.

Wrócę na chwilę do pozycji w fotelu. Ten ona genialna, a siedzisko jest świetnie wyprofilowane. Niestety jedyna regulacja to przód/tył i pochylenia oparcia. Albo za słabo szukałem. Brakuje mi trochę by zwiększyć wsparcie na lędźwie, ale to mimo wszystko auto sportowe, prawie torowe, i mogę mu to spokojnie wybaczyć.

Tak samo jak lekko zgiętą pozycję pleców, choć o dziwo nie powoduje to żadnego dyskomfortu przy podróżowaniu. Nie myślałem jednak ani chwili by siedzieć niżej. Nie tylko ze względu na trudność wysiadania i wsiadania, ale podczas jazdy cały czas mam wrażenie, że gdybym siedział jeszcze niżej, to kamienie z kolei mogłyby mnie podrapać po pośladkach.

Podwójnie się cieszę, że miałem jakąkolwiek regulację, bo w modelu A110S by poprawić pozycję trzeba…odkręcić śruby mocujące fotel. Iście torowe rozwiązanie w tak drogowym aucie.

Jak to jeździ.

W Alpine jednak najważniejsze są doznania drogowe, więc pora zapiąć pasy i udać się na szybką, krętą drogę do domu. Już po pierwszych kilkuset metrach stwierdzam, że prowadzi się jak…gokart. Zdecydowanie bliżej jej do takiej zabawki, niesamowicie bezpośredniej, niż jakiegokolwiek auta drogowego jakim jeździłem do tej pory. Na pewno moja nadal skromna historia motoryzacyjna pozostawia wiele do życzenia, acz ciężko mi jest choćby w najmniejszym stopniu znaleźć inne porównanie.

Wpływa na to nie tylko niezwykle sztywne nadwozie. Sama pozycja za kierownicą, jak i to jak ten niewielki silnik dostarcza moc. A110 GT „ciągnie” od samego dołu, generując zaraz za uszami przyjemny hałas. Odbiór jest wręcz mechaniczny, mimo świadomości napchania auta elektroniką. Swoje trzy grosze wrzuca też fizyka, bo 1142 kg „na sucho” to jest zdecydowanie waga piórkowa.

W ten sposób silnik znany np. z Megane RS, tu generujący 300 KM i i 340 Nm. Takie połączenie powoduje pokazanie się pierwszej setki po 4,2s, a maksymalnie 250 km/h. Jeśli te liczby nie są w żaden sposób imponujące, to gwarantuję, że wrażenie zrobi to jak Alpine pożera zakręty.

W żadnym momencie nie ma uczucia utraty kontroli, mimo, że ESP pozwala na delikatny uślizg tylnej osi. Zachowuje jednak się spokój, opanowanie, i ogólnie odczucie panowania nad autem. Jednocześnie właśnie ta ogromna ilość przyczepności zachęca by następny zakręt wejść odrobinę szybciej. I następny też. Szczególnie po przestawieniu auta w tryb „Sport”, wszystko zaczyna się czuć mocniej, i głośniej.

Zmienia się reakcja na gaz, co oczywiście zrozumiałe i tego właśnie się spodziewać można. Oczywiście usztywnia się też kierownica, ale co najważniejsze, to dodatkowe decybele generowane przez wydech. Taki motywator i nagroda za dobrze pokonany łuk.

Dwa głośniki.

Wspomniałem o dwóch głośnikach, choć to tak naprawdę jeden, bo dwie rury wydechowe mają wspólne, centralne ujście, i to właśnie one generują te decybele tak kochane przez petrolheadów. Sprawcą tej radości jest aktywny wydech, standardowo zamknięty, otwiera się zaraz po przestawieniu z trybu „komfort”.

Do wyboru jest jeszcze „track”, ale prócz zmiany informacji na wyświetlaczu centralnym, przejściu sterowania skrzynią biegów w tryb manualny, łopatkami, nie oferuje na pierwszy rzut oka nic więcej. Po dłuższej chwili czuć, że wszystko staje się jeszcze bardziej ostre. Zdecydowanie najlepiej używać go zgodnie z nazwą, na torze.

Realnie 80% testu jeździłem w „sport”, by jednak mocniej czuć charakter auta. I uwaga, nawet w sytuacji, gdy prawa noga jest zdecydowanie zbyt ciężka, Alpine nie zrujnuje portfela. Na krajówce nie ma problemu zejść do 6l, a w mieście też nie nie jest wyzwaniem trzymać się jednocyfrowego wyniku. Przy małym zbiorniku paliwa oznacza to teoretyczny zasięg rzędu nawet 600 km, choć ja zbliżałem się raczej do 450-500. A to i tak, jak na auto sportowe, są świetne wyniki.

Rachunek poproszę!

Jak już przy ekonomii jesteśmy, to warto wspomnieć o kosztach utrzymania, jak i cenie zakupu. Alpine A110 GT katalogowo zaczyna się od 320 tysięcy złotych. W zamian za to otrzymujemy białe auto, które nadal wygląda fenomenalnie, na obręczach Legende, i brązową skórą, która to jest moją ulubioną. Pozostałe opcje to raczej detale, wpływające jedynie na aspekty wizualne, na czele z opcją pokrycia dachu błyszczącym karbonem, za 11 420 zł.

Warto, moim zdaniem, dobrać jedynie rzeczy praktyczne – jak ogrzewanie szyb, foteli, i pakiet schowków, by choć tą butelkę wody można było gdzieś schować. Niemniej jednak, dodatkami udało mi się podbić finalnie cenę do 370 000 zł.

Alpine A110 GT odebrałem na dość komfortowej feldze 18″ i oponie Michelin Pilot Sport 4S, i jest to fabryczny wypust. Uważam też, że optymalny, więc tak jak felga nie jest problemem, to kupno opon może okazać się sporym wydatkiem, raz na te 2-3 lata. W żadnym wypadku nie polecam poprawiać fabryki, a Michelin nie zapłaciło mi ani złotówki za te słowa, a szkoda.

Pozostałe elementy – zawieszenie, hamulce, to komponenty dobrze znane mechanikom specjalizującym się w Renault Sport. Elektronika, która stereotypowo lubi płatać figle we Francuskich autach, to jest nie dość że ograniczona do absolutnego minimum, to też w użytkowaniu się nie przywiesza. Z resztą, ekran od multimediów jest tak malutki, że służyć może moim zdaniem wyłącznie jako ekran nawigacji, lub telemetrii jazdy.

Nie ma co sobie głowy zaprzątać zabawą i grzebaniem w opcjach, bo nie o tu chodzi w Alpine. W żadnym wypadku nie chodzi też o to, by zabrać ogrom bagaży, bo dwa maleńkie bagażniki, jeden z przodu, i drugi jeszcze mniejszy z tyłu, pozwolą zabrać się co najwyżej na przedłużony weekend. Nie chodzi też o jazdę od świateł do świateł, lecz o jak największą radość z prowadzenia auta, i integrację z nim. I to Alpine robi po prostu doskonale.

MP

We współpracy z Renault Polska

instagram.com/count2t3n/

facebook.com/count2t3nMotoryzacyjnie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *