Lexus ES300h zeran

#24 Lexus ES300h | 2.5 hybrid 218KM | TEST | Zaczynam zazdrościć USA

Lexus od zawsze kojarzył mi się z taką Toyotą, tylko droższą. Paradoksalnie model GS był dla mnie ideałem auta premium. Przekora pochodziła z przekonania iż kompletne daily klasy wyższej ma być kwintesencją wygody, a jednocześnie na tyle mocnych osiągów by jechać nie tylko komfortowo, ale i cicho. Z moim ulubionym napędem na tylną oś, ale bez wulgarności, bez wariactwa. Niestety GS wymarł, a jego miejsce w końcu zastąpiono – ES’em. Czy Lexus mnie kupi taką wersją luksusu?

Stary Lexus na Stary Kontynent.

Co ciekawe, ES już jest dostępny na zagranicznych rynkach od wielu lat, jest raptem rok młodszy ode mnie. Problem w tym, że w Polsce pojawił się dopiero w 2018 roku. Dość zadziwiające prawdę mówiąc, że Lexus zdecydował się tak późno. Po raptem 2 latach pojawił się też facelifting, więc mogę powiedzieć, że jeździłem starym modelem, już na starcie. Na szczęście różnice są kosmetyczne, choć czasami diabeł tkwi w szczególe.

Lexus i luxus.

Ok, to do brzegu, bo ES’a odebrałem co prawda raptem na weekend, ale wrażenie zrobił na mnie już na starcie. Przede wszystkim nie spodziewałem się aż tak ogromnego auta, gdzie wsiadając miejsca miałem zdecydowanie najwięcej ze wszystkich aut testowanych do tej pory. Moja córka, zamontowana za mną w foteliku, na moje szczęście, nie sięgała nogami do mojego fotela. Czyli pan prezes by miał zdecydowanie komfortowe warunki. Uczucie płynięcia towarzyszyło mi od pierwszych metrów, aż do oddania auta, mimo podróżowania głównie po podmiejskich drogach, często nie utwardzonych. Tak wygodnie mi się jeszcze nie podróżowało. Szok.

A przy tym nareszcie moje prawo kolano miało miękkie oparcie na styku z innymi elementami auta. Z resztą przyjemne i jakościowe wykończenie towarzyszy nawet w najgłębiej schowanych plastikach. Śmiem stwierdzić iż nawet po n-dziesiąt kilometrów dziennikarskich przebiegów nie zmieni ich spasowania. Co najwyżej sprawi że skóry będą wymagały drobnego detailingu, ale to powinna być przecież norma, nawet w klasie premium. Niestety tak rzadko się spotyka teraz coś kompletnie jakościowo wykończone.

Dynamika w hybrydzie.

Długo szukałem dobrego słowa na określenie odczucia za kierownicą ES’a. Samą jazdę już opisałem, lecz całość obrazu oddaje dopiero to jak auto sprawuje się po mocnym depnięciu akceleratora. Tu nie dzieje się kompletnie NIC. Oczywiście, prędkość rośnie, silnik się budzi, rośnie spalanie. Ale w kabinie nie jest to w ogóle odczuwalne, bez żadnego typowego dla innych aut momentu, chwili agresji. Lexus łagodzi obyczaje. Kompletnie nie zachęca do agresywnej jazdy, raczej otula komfortem foteli. Koi uszy świetnym audio, i odpręża portfel symbolicznym spalaniem.

Z zewnątrz cieszy natomiast nadal agresywno-elegancki design, na czele z pięknym grillem. On na mnie patrzy tymi swoimi zakrzywionymi oczętami w sposób zadziwiająco relaksujący. Tak jak by mówił że mogę na nim polegać. Dziwny kontrast, choć to jednak Japończyk. Solidny, trochę przerysowany, kawał fury.

Podczas mojego testu, w bardzo różnych warunkach, osiągnąłem średnie 6l, i jestem pewien, że eliminując moje próby sprowokowania auta do zachowań niedojrzałych zszedłbym do 5l. W aucie ważącym blisko 1800 kg, to jest wynik imponujący. A przecież tam jest 2.5 litrowy, wolnossący silnik, wspomagany elektryką, która też swoje waży. Z tego co się udało mi dowiedzieć – ta kombinacja jest kompletnie bezobsługowa tak długo, jak pamięta się o rozsądnych interwałach serwisowych. I tu punkty kolejne za podejście przy sprzedaży – zalecana wymiana oleju co 15 tysięcy kilometrów, albo raz do roku. Japońskie podejście do tematu, brawo.

Bajery.

Niestety inna rzecz pochodząca z kraju Kwitnącej Wiśni nie dawała mi spokoju. Toyota nigdy nie słynęła z mocno rozwiniętych multimediów, nie inaczej jest i w Lexusie. Ładowarka indukcyjna – obecna, w podłokietniku, by telefon nie przeszkadzał. Schowek z kolei otwierany z obu stron, na boki, a nie tradycyjnie do góry. Niestety połączenie CarPlay wyłącznie po kablu. Sam system jest dość przejrzysty, w miarę intuicyjny, i nawet responsywny. Co prawda obsługiwany wyłącznie dotykową płytką, acz i do tego idzie przywyknąć, skoro można pracować na laptopie bez myszki. Drobnym problemem było jedynie gdy kabel dotykał wspomnianego gładzika, co od razu włączało nie to co chciałem. Jak nic przydała by się obsługa bezprzewodowa.

Na plus za to odnotowuję przyjemne głośniki, systemy czuwające nad kierowcą, kamera cofania w dobrej rozdzielczości i bez dystorsji, i elektrykę foteli w wielu płaszczyznach. W wyższych wersjach dostępne są np systemy bezkluczykowe – karta, jak i pamięć foteli. Po podróżach autami prasowymi ciekawa odmiana nie mieć wszystkiego na pokładzie testowanego modelu. Wbrew pozorom to właśnie takie są najczęściej kupowane. Tyle dodatków po prostu wystarczy.

To gdzie jedziemy?

Zasiadając za kierownicą ES’a mam jedno zasadnicze zastrzeżenie. Bałbym się, że nie dam rady pomieścić moich dziewczyn w drodze np do Porto. Siedzi się na tyle wygodnie, że mam pewność że wysiadając czułbym się tak samo jak wsiadając. ES jest stworzony do pokonywania kilometrów, bez nawet odrobiny zachęty by sobie po prostu przycisnąć. On ma dowieźć z punktu A do B, w maksymalnym możliwym komforcie. I w tym celu sprawdza się znakomicie.

Sedan dla rodziny czy dla prezesa?

Rozważając zakup ES’a 300h należy odpowiedzieć sobie właśnie na to pytanie. Jasno ustanowić sobie – czy jeździć będę z dzieciakami do szkoły i potem do biura, czy raczej będę się szykował do rozmowy z klientem?

ES zwiezie Cię, i Twoją rodzinę gdzie chcesz, pod warunkiem, że nie masz wielkiego psa i wózka. Równie dobrze przemieścisz się między lotniskami, albo po prostu pojedziesz z Warszawy do Berlina. Przy długości niemal równej pięciu metrom zmieszczono tam wszystko czego może potrzebować nieco bardziej zamożny Nowak, i jednocześnie na tyle dobrze zrobione by i Ci kupujący modele używane nie wydawali majątku typowego na utrzymanie marki premium. Lexus przecież bez wątpienia do takiej należy. Do tego nie ma wątpliwości.

Mając do wydania kwotę nieco ponad 200 tysięcy złotych na pewno bym chociaż wpisał jazdę testową do grafiku. Jeśli po tym oddaje się kluczyki z żalem, a ja oddać nie chciałem, to problem się szybko rozwiązuje, bo i konfigurator krótki, i lifting, który usunie większość wad, już za rogiem.

MP

We współpracy z Salonem Lexus Warszawa Puławska

Instagram

Facebook

TikTok

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *