#10 Kia XCeed | 1.6 GDI PHEV 141KM | TEST | Bestseller do kwadratu

Rynek aut elektrycznych i hybrydowych rośnie w tempie zatrważającym. Nic w tym dziwnego, szczególnie na Starym Kontynencie. Mając tak wyśrubowane normy emisji spalin producenci muszą stawać na głowie by w ogóle móc coś sprzedać na naszej ziemi. A jak jeszcze połączy się taką modę na ekologię razem z trendem na SUVy i Crossovery mamy przepis na rynkowy hit. I tak powstał Choca…znaczy Kia XCeed Plug-in Hybrid EV. Doskonałym dowodem na to jest chociażby nagroda „Złotej Kierownicy” w kategorii do 35 tysięcy Euro. Uwierzcie, że w tym budżecie jest naprawdę ciasno.

Każdy jest lekko inny.

Odbierając Kia XCeed już wiedziałem czego się spodziewać. Na szczęście. Zauważyłem, że ludzie mają bardzo różny odbiór aut doładowywanych. Strach przed rozładowaniem akumulatora, czy ogrom masy, czy zwyczajna bojaźń przed zapłonem napędu. W końcu tyle się słyszy o pożarach w garażu pod blokiem…szkoda tylko że to wszystko bzdury. Doświadczenie z Renault nauczyły mnie, że jedyną obawą jaką powinienem mieć jest baczenie na stan akumulatora. I to tylko dlatego, że podskoczy mi średnie spalanie.

Jazda zelektryfikowaną Kią nie różni się kompletnie niczym od jazdy każdym innym autem ze skrzynią automatyczną, może prócz wyczuwalnie mocniejszego hamowania silnikiem. Ale do tego już zdążyły mnie przyzwyczaić poprzednie hybrydy. Siedzi się komfortowo wysoko, więc o żaden krawężnik się nie martwię. W końcu to SUV, więc i o aspekty praktyczne nie ma obaw. Przy tym spadzista klapa bagażnika sprawia, że mimo sporych gabarytów sylwetka jest optycznie lekka.

Jazda w harmonii w wydaniu Kia XCeed.

XCeed jeździ dokładnie ta, jak można się było tego spodziewać. Mimo sporych gabarytów auto dość szybko idzie wyczuć, a układ kierowniczy przenosi informacje z lekkim oporem. Wspomaganie jest elektryczne, do czego przyzwyczaiły mnie już aktualne czasy. W mieście – zbawienne, w trasie jednak nudnawe. Kia XCeed Plug-in Hybrid nie lubi tras międzymiastowych z dwóch zasadniczych powodów. Pierwszy, praktyczny, hybrydy nie lubią prędkości autostradowych.

Tak jak na samym elektryku można spokojnie pędzić i 120k m/h, tak niestety nieuniknione jest jego rozładowanie. Drugi wynika z bryły auta, i przez masę blisko 1600 kg, łączy się z pierwszym. I tak bardzo dużym sukcesem jest osiągnięcie deklarowanego zasięgu na silniku ekologicznym 59 km, choć mi nie udało się dojść nawet do 40, głównie przez niskie temperatury.

Średnie spalanie podczas moich podróży wyniosło 6l, a podróżowałem głównie w trybie hybrydowym. Wojaże pokonywać można w jednym z trzech – elektrycznym, hybrydowym i sport. Ten ostatni służy głównie do ładowania silnika elektrycznego, pobierając trochę więcej paliwa, ale należy pamiętać że niewiele ponad 100KM nie jest w stanie zapewnić sportowych doznań.

Za to ten pierwszy mam wrażenie, że nigdy nie jest w pełni bez emisyjny. Co prawda start zawsze odbywa się bezszelestnie, acz każde gwałtowniejsze wciśnięcie gazu budzi napęd spalinowy. Obserwując wykres przepływów energii widać, że mimo pracuje on niemal nieustannie. Może to kwestia oprogramowania, albo temperatury i zalegającego w zaspach śniegu, ale to ciągle był duet. Oczywiście jako hybryda to było spodziewane, acz nie sądziłem że będzie on ciągle aktywny.

Pomieścimy się.

SUV z definicji powinien być praktyczny. W tym wypadku jednak magazyn akumulatorów znajduje się pod podwójną podłogą bagażnika, co redukuje jego pakowność do 291l. Na weekend z rodziną ujdzie, ale nie na wiele więcej. Co prawda nadal jest dość foremny, i znaleźć w nim można kabel do ładowania, ale wciąż jest to spadek o 130 litrów. Nie ma tu otwierania gestem, choć nie ma mowy o brudzeniu rąk dzięki wygodnym uchwytom w klapie bagażnika.

Samo ładowanie jest dość szybkie, bo w 2,5h mamy już pełny zasięg. W zestawie zabrakło kabla do ładowania szybkiego, ale oczywiście za dopłatą można mieć wszystko. Bez niego jednak też nie ma tragedii, bowiem to jest czas i połowę krótszy od konkurencji. A Kię należy karmić, bowiem w tym jest główny sens użytkowania. Już to opisywałem przy okazji testu Megane więc po prostu odeślę właśnie tutaj.

Wieź mnie. To ja, Twoja Kia XCeed.

Co do samego wnętrza mam mieszane uczucia. Wielokrotnie wspominałem o tym, że nie lubię tabletów do obsługi wszystkiego i tu plus dla Kii za zostawienie klasycznej klimatyzacji, zmiany trybów jazdy i jeszcze kilku innych przycisków w klasycznie analogowej formie. Dziwne jednak, że głośności multimediów nie obsłużymy z kierownicy, ale właśnie z pokrętła przy tablecie. Pechowo mój test zbiegł się z aktualizacją Android Auto, z którą się nie polubiliśmy, więc byłem skazany na fabryczną nawigację Kii. Nie jest zła, ale Google robi to wciąż szybciej i dokładniej.

Samo wnętrze XCeeda jest wypełnione ogromną ilością plastiku na wysoki połysk. Piano black jest tym, co tygryski lubią najbardziej. Razem z trzymaniem kluczy w schowku z ww. materiału. Długofalowe skutki do przewidzenia. Pozostałe elementy całkiem przyjemne, nic nie skrzypi ani nie trzeszczy. Fotele obite przyjemną skórą z elementami tapicerki nie męczą nawet po kilkugodzinnej podróży, za co kolejny plus. No i ich sama regulacja jest dość imponująca.

Jeśli chodzi jednak o tylni rząd siedzeń – polecam jedynie jeśli masz mniej jak 1,8m wzrostu. Wyżsi mogą się nie czuć zbyt komfortowo. Estetyka nadwozia niesie za sobą pewne konsekwencje. I dlatego się cieszę, że prawie zawsze to ja jestem kierowcą. To zdecydowanie najprzyjemniejsze miejsce w tym aucie, choć moja małżonka nie miała żadnych powodów do narzekań po mojej prawicy.

Odwieczne pytanie.

Podsumowując muszę zacząć od ceny. Kia XCeed Plug-in Hybrid występuje w trzech odmianach wyposażenia. Na testy trafiła ta środkowa – Business Line. Bazowo da się wyjechać z salonu wersją L za 130 tysięcy, jednak mój egzemplarz ociera się o 147. Szalejąc jest 165. Oczywiście prostota wyboru jest jak najbardziej na plus, i nie widzę powodu do szalenia z nabijaniem wyższej kwoty. Szanuję bardzo za takie rozwiązanie w konfiguratorze. Należy tylko pamiętać, że topowa odmiana Ceed GT z silnikiem o mocy 204koni będzie co najmniej 20 tysięcy tańsza…Ta jednak będzie miała znacznie wyższe spalanie.

I tu właśnie rodzi się nisza dla hybrydy. Jeśli jesteś w stanie jeździć w trybie hybrydowym, osiągniesz spalanie rzędu 3-4l na setkę, nawet bez wiedzy o eko drivingu, więc i będziesz oszczędzać. Ale musisz mieć zawsze gdzie ją naładować, zawsze. W innym przypadku – weź więcej mocy, i ciesz się nią. Obie wersje sprawią że się uśmiechniesz, choć kompletnie z innego powodu.

MP

We współpracy z Kia Polska

Instagram

Facebook

TikTok

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *