Czy Skoda może być sportowa? Oczywiście! Rajd Monte Carlo jest tego świetnym przykładem. Historyczny już, bo rozgrywający się od 1911 roku jest źródłem ogromnej ilości sukcesów Skody. Nawiązując do niego postała też linia wyposażenia. I dokładnie takie auto trafiło do mojego zimowego garażu. Skoda Scala Monte Carlo w bardzo wyjątkowej wersji.
Czerwony znaczy szybki?
Moja mała Scala jest wyjątkowa nie tylko przez wersję, ale jeszcze przez dwie opcje w konfiguratorze. Pierwszą z nich jest oczywiście kolor. Czerwień Velvet wymaga co prawda dopłaty 4500 zł, ale obok Błękitu Race jest moim ulubionym z palety Skody. Z tym że tu mowa o aucie, które nosi w nazwie nawiązanie do legendy więc zgodnie ze starym powiedzeniem „czerwony szybszy” nie mogło być inaczej. Do tego 17″ felgi i już jest bardzo zadziornie. Dla tych, którym cali nadal jest za mało śpieszę z informacją. W wersji poliftowej pojawią się większe o jeden cal.
Załóżmy hipotetyczną sytuację, że mamy na parkingu dwa modele Scali obok siebie, w takim samym kolorze, na tej samej feldze. Jak rozpoznać wersję Monte Carlo? Wbrew pozorom prosto. Ta druga nie będzie miała ani polakierowanych lusterek, na czarno, ani czarnego grilla. Do tego Monte Carlo ma czarne splittery z przodu i lakierowane na czarno progi. Rozpoznanie z zewnątrz można zakończyć oczywistymi dwoma emblematami na nadkolach po obu stronach auta.
Skoda Scala to bardziej krótka Octavia czy długa Fabia?
Zanim wskoczymy do wnętrza warto omówić krótko czym właściwie jest Skoda Scala. To hatchback mierzący 4,36 metra długości. Przy tym warto dodać, że przy wysokości 1,47 metra jest też raczej z tych niższych. Na szczęście nie brakuje w nim przestrzeni. Postarano się nawet o rozsądny bagażnik, 467 litrów to więcej niż nie jedno kombi w wyższych klasach. Charakterystyczna jest jednak mocno spadzista linia dachu, przypominająca nieco Shooting Break. Do tego w Scali zawsze występuje panoramiczny dach, dodający wnętrzu jeszcze więcej przestronności.
Patrząc pod aspektem konkurencji, Skoda Scala nie ma kompletnie żadnego odpowiednika na rynku. Niektórzy się śmieją, że to jest bardziej rodzinne Sirocco, ale w tym żarcie jest źdźbło prawdy, bo właśnie do niego by było Scali najbliżej wizualnie. Skoda postanowiła wrzucić do auta coś więcej niż gołą praktyczność. Próbują nadać mu werwy wizualnie, by stała się jakaś. Udało się!
To co tam w środku?
Wsiadając do środka można się pomylić czy to na pewno jest Scala, czy może jednak Octavia RS. Ale wystarczy rzut okna na konsolę środkową, by nabrać pewności. Tak jak trójramienna kierownica obszyta kontrastową czerwoną nicią robi wrażenie małego hot hatcha, tak fotele niemal przekonują, że Scala nim jest. Do tego drugi z wyborów z konfiguratora, czyli manualna skrzynia biegów. Oczywiście, że automatyczna by była szybsza, może nawet mniej by auto paliło, ale manual mi bardziej pasuje do charakteru Monte Carlo.
Niestety kilka punktów Skoda Scala traci jak popatrzy się na wspomnianą wcześniej konsolę centralną. Ta jest nadzwyczaj uboga, a użyty na niej plastik odróżnia się od reszty auta. Plusik za pozostawienie, jeszcze, sterowania klimatyzacją za pomocą przełączników i pokręteł. Reszta już niestety ukryta w tablecie. Ten nie jest wbudowany w deskę rozdzielczą, choć sprawia wrażenie, że jest dołożony na ostatnią chwilę. Tak jak by się komuś przypomniało, że on tam miał być.
Niżej znajdziemy dwa porty USB typu C oraz opcjonalną ładowarkę indukcyjną. Właśnie z niej korzystałem najczęściej, bo Apple Car Play oraz Android Auto działają tu bezprzewodowo. Nie ma więc konieczności korzystania z systemu Skody, który aż prosi się o aktualizację. Na szczęście na rynku lada moment pojawi się odświeżona wersja Scali, więc problem zniknie.
Jak jeździ ta Skoda Scala?
Zanim w ogóle ruszymy, warto wspomnieć, że te fotele nie tylko wyglądają dobrze. One dobrze trzymają w zakrętach. Choć raczej nie proponowałbym ich dla osób z nadwagą. Przestrzeni nie ma tu też wybitnie dużo, tak w sam raz dla Europejczyka przeciętnego wzrostu.
Silnik jest żwawy, chętnie wkręca się na obroty. Zachęca wręcz by go trochę dłużej przetrzymać na obrotach. Mimo skromnej pojemności 1,5 litra ciągnie 1300 kg masy własnej dzielnie. Na szczęście ma też cztery pełnoprawne cylindry. Nikt nie postanowił zmniejszyć ich ilości wraz z pojemnością. Skutkiem w wypadku Scali na pewno będzie dłuższa jego żywotność. Silnik generuje 150 KM i 320 Nm. Niby niewiele, ale wystarczy by rozpędzić się do 220 km/h.
Jeśli chodzi o osiągi i samo odczucia z przyspieszenia to Skoda Scala pokazuje dwa oblicza, zależne od miejsca przebywania obserwatora. Kierowca czuje się niczym w Hot Hatchu. Skrzynia o bardzo krótkim przełożeniu, sportowa kierownica, świetne fotele. Wszystko zachęca, by w następny zakręt wejść ostrzej, mocniej, jeszcze przeciągnąć te biegi. Z kolei dla pasażera wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Podczas manewrów ma czas przejechać palcem po kokpicie, sprawdzając fakturę plastiku udającego włókno węglowe. Ma czas zmienić stację radiową czy uciąć sobie drzemkę. Przyspieszenie do setki dla niego trwa pól minuty, a nie 8.2 sekundy. Doświadczyłem tego na własnej skórze i nie mam żadnego pojęcia jak Skoda Scala to robi. Nie rozumie tego też ani moja żona, ani szwagier, gdy robiliśmy zdjęcia dronem.
Szybko pije bak?
Przy takim obrocie spraw dobrze, że Scala ma niewielkie zapotrzebowanie na paliwo. W trasie wyniki w okolicy 6 litrów są bardzo realne. Skoda wyłączy też 2 z 4 cylindrów, gdy uzna, że nie potrzebujemy pełnej mocy, wejdzie też w tryb żeglowania. Oraz jeśli nie wyłączyliśmy systemu start/stop będzie za każdym razem gasiła silnik na światłach.
W mieście jednak Scala spalanie na poziomie 8-10 litrów to norma. Moja średnia z całego testu to 6,7 litra, z czego 60% to drogi międzymiastowe. Wspomniany system start/stop zalecam jednak wyłączyć jak najszybciej. Niestety bardzo brak miękkiej hybrydy daje się we znaki i rozruch silnika nie ma nic wspólnego z płynną jazdą.
To ile i czemu tak drogo?
Bazowa Skoda Scala to wydatek 87 200 zł. Otrzymujemy za to 3-cylindrowy silnik o pojemności 1 litra i 5 stopnową manualną skrzynię biegów. Scala wyjdzie z fabryki na 16″ feldze, czujnikami parkowania z tyłu oraz 8,25″ systemem Infotainment. Wersja Monte Carlo to wydatek 114 500 zł. W podstawie są już reflektory Full LED Matrix (w mojej wersji ich jeszcze nie było) oraz dostęp bezkluczykowy. Zmiana silnika na 1,5 i 6 stopnowy manual oraz doposażenie w dodatki z mojego egzemplarza windują cenę do 128 tysięcy. Dla fanów skrzyni automatycznej dobra informacja, dopłata do DSG to tylko 5 tysięcy zł.
Za niecałe 130 tysięcy zł otrzymujemy więc kompletnie i bezpiecznie wyposażonego hatchbacka o niebanalnym wyglądzie. Do tego, biorąc pod uwagę segment auta, jest dobrze spasowana. Scala przyciąga spojrzenia. Dla niewielkiej rodziny typu 2+1+ pies, która głównie podróżuje z mniejszego miasta na niedużych odległościach myślę, że wybór optymalny. Zapewnia więcej miejsca od Fabii, będąc lepiej wyposażoną. A do tego, moim zdaniem, zdecydowanie lepiej wyglądającą z zewnątrz od Octavii.
We współpracy ze Skoda Polska