Skoda Enyaq Sportline

#59 Skoda Enyaq Sportline | 80x 80 kWh 265KM | Uzależniająco świetny, byle bez dreszczy.

To już moje drugie podejście do modelu Enyaq EV. Poprzednio jeździłem wersją 60, z napędem RWD. Tym razem dostałem tą najpiękniejszą obecnie produkowaną, czyli Enyaq Sportline. Na szczęście z największą baterią oraz stałym napędem na obie osie, czyli wydanie 80x. Moc układu 265 KM. W czym Sportline jest lepszy od wersji standardowej? Czas się przekonać, na szczęście w trochę lepszych warunkach cieplnych niż ostatnio.

Jak wygląda ten Enyaq Sportline?

W kwestii wyglądu nie sposób nie odróżnić jednej od drugiej. Enyaq Sportline ma czarne nakładki, zamiast chromowanych, które nadają agresywności. We wnętrzu natomiast postawiono na proste, ale skuteczne rozwiązania. Półkubełkowe fotele, wyprofilowane, dobrze trzymające w zakrętach, ale niestety nie najbardziej wygodne. Poza tym wszędzie widoczne są dodatkowe oznaczenia „Sportline”, tak by nikt przypadkiem nie zapomniał. Na kierownicy, na fotelach, na nadkolach. Do tego czarna końcówka spoilera dachowego i zmieniony zderzak przedni. Zaznaczę jednak, że „Sportline” to tylko wersja wyposażenia z akcentami sportowymi, nic ponad to. Prawdziwie sportowe doznania obiecuje wersja RS, ale na sprawdzenie tego jeszcze przyjdzie czas.

Mój egzemplarz wyposażony był dodatkowo w matrycowe lampy, które świecą doskonale. Doświetlanie zakrętów działa bardzo płynnie, a w trybie automatycznym nie zdarzyło mi się by oślepiły kogoś z naprzeciwka, a przy tym płynnie wykrywały teren zabudowany. Niby to nie jest wielki wyczyn, ale zdarzały mi się auta, które nie radziły sobie z wykrywaniem innych użytkowników drogi, albo w tym budżecie w ogóle nie oferowały automatyzacji świateł drogowych.

Uważam, że oprócz pozycji za kierownicą dobra widoczność to podstawa bezpieczeństwa, szczególnie po zmroku. Stąd też zwracam szczególną uwagę na to jak siedzę. W Enyaq Sportline co prawda jest nieźle, ale nie lubię tych foteli z pakietu Dynamic (obecnego tu w standardzie), ubolewam, że Skoda nie oferuje możliwości zmiany, nawet za dopłatą. Na krótkie wypady jest ok, ale na trasie cieszę się, że nie jestem w stanie przejechać zbyt dużo zwyczajnie przez limit zasięgu.

Osiągi.

Enyaq Sportline jest idealnym kompanem na krótkie wypady. Nie śmieję się tym razem z zasięgu, ale raczej doceniam fakt, że aut elektrycznych nie trzeba specjalnie nagrzewać, i nie palą więcej „na zimnym silniku”. Mimo ogranicznika prędkości maksymalnej, której i tak rzadko kiedy chciałoby się przekroczyć, osiąga ona tą dozwoloną nadzwyczaj szybko. Dzięki świetnej trakcji, wynikającej z napędu na obie osie, jest ona w stanie wykorzystać wysoki moment obrotowy realnie od minimalnych obrotów. W efekcie wystrzeli spod świateł, zawsze. Nie mierzyłem tego, ale katalogowo Enyaq Sportline 80x osiąga 100 km/h w 6.6 sekundy. Najważniejsze jest jednak odczucie przyspieszenia w zakresie 10-60, czyli najbardziej miejskiego zakresu prędkości. Tu nie mogę nic zarzucić, a 425 Nm jest w pełni wystarczające.

Oczywiście każdy szybki start spod świateł powoduje wir w baku, a dokładniej w akumulatorach. Deklarowany przez Skodę zasięg 510 km w cyklu mieszanym jest wówczas nie do osiągnięcia. Szczególnie w trasie i przy temperaturach oscylujących w okolicy 5-10 stopni Celsjusza. Takie przynajmniej miałem warunki ja podczas testów.

WLTP.

W cyklu miejskim wg WLTP wartość zasięgu deklarowanego to aż 638 km. Zakładam, że przy delikatnym traktowaniu akceleratora, w trybie rekuperacyjnym skrzyni biegów oraz wiosennych jazd po mieście można zrównać ten wynik, ale na pewno nikt przy zdrowych zmysłach, w zimę, nie będzie wyłączał klimatyzacji, by tylko dodać te 20 km do zasięgu. Podczas testu zrobiłem 810 km, z wynikiem średnim 21 kWh/100 km.

Zazwyczaj, jednak zanim auto się nagrzeje, przy tych temperaturach, jakie obecnie panują za oknem należy oczekiwać konsumpcji prądu ok 24-26 kWh/100 km. Minimalna wartość, jaką udało mi się osiągnąć, przy wyłączonym ogrzewaniu, i bardzo spokojniej jeździe, zaraz po naładowaniu akumulatorów do 100% to 15,5 kWh, ale nie była to przyjemna jazda, a walka o każdy elektron. Enyaq jak na elektrycznego SUV-a jest jednak dość ciężki, bo waży aż 2205, i to też wpływa na zużycie prądu.

Praktyczność w wydaniu Enyaq Sportline.

Enyaq jest gabarytowo bratem modelu Kodiaq, który skradł moje serce już dawno temu. Nie może więc odstawać praktycznością modelu spalinowego. Na papierze jest ok. 585 l pojemności bagażnika, gdzie oczywiście w Kodiaq ich więcej, bo 720. Nadal jest to ogromny kufer. Realnie wychodzi jednak dość podobnie, z minimalną przewagą starszego modelu. Podłoga w obu wypadkach jest podwójna, jednak w Enyaq jest tylko absolutne minimum marnowania przestrzeni. Jest oczywiście miejsce na kable do ładowania, na szczęście. Wyjazd całą rodziną oczywiście nie jest żadnym problemem, o ile będzie dobrze rozplanowany, jeśli chodzi o punkty ładowania auta. To jednak opowieść na oddzielną książkę.

Jeśli chodzi o miejsce dla pasażerów, nikt tu nie ma prawa narzekać, nawet przy moim wzroście. Ja z moimi 186 cm mieściłem się bez problemu, choć przeważnie z tyłu jadą moje córki, nadal w fotelikach. Miejsca na zrobienie bałaganu i przewożenie pluszaków miały więc aż za dużo. Z przodu oczywiście historia jest podobna. Ogrom schowków, czyli specjalność Skody, odnotuję na plus.

Funkcjonalność Enyaq Sportline.

Tradycyjna łyżka dziegciu w przypadku grupy VAG to multimedia. Pierwszy minus za przeniesienie sterowania niemal wszystkim do ekranu multimedialnego. Pozostały oczywiście nieliczne przyciski, ale są one jedynie wywołaniem danej funkcji. O dziwo w Skodzie nie odnotowuję żadnych przycięć podczas pracy. Do tego sam sposób obsługi jest najbardziej intuicyjny. Może przez to, że nie jest zbyt pstrokaty ani upiększany na siłę. Do tego Apple Car Play działa bezprzewodowo, choć np. ładowarka indukcyjna nie zawsze chce współpracować.

Pozostałe ulokowanie klawiszy jest całkiem nieźle przemyślane. Jednak jestem mocno zdziwiony że na ekranie zegarów wirtualnych jest tak mało informacji. Można powiedzieć, że HUD, który z założenia ma być prosty, posiada więcej informacji.

Przyjemnym akcentem są czerwone przeszycia obecne zarówno na kierownicy, jak i na fotelach. Ta pierwsza dodatkowo jest świetnie wyprofilowana i perforowana co znacznie poprawia uchwyt. Mimo że żaden to samochód sportowy, na pewno ułatwia to manewrowanie. Choć z tym ostatnim wydaje mi się, że było odrobinę lepiej w wersji bez silników na przedniej osi. Skoda chwali się, że i tak Enyaq ma fenomenalnie mały promień skrętu, bo 5,4 m.

Czy czuć Sport, czy tylko Line jednak?

Porównując z modelem Kodiaq, Enyaq zdecydowanie lepiej się zachowuje na zakrętach. Nadwozie mniej się buja, co jest zapewne zasługą nisko położonego środka ciężkości. Dominujący napęd na tylną oś sprawia, że auto wchodzi w zakręty pewniej, a dostępny od razu moment obrotowy wyciąga je przyjemniej. Niestety bardzo szybko interweniuje system kontroli trakcji, więc nie ma żadnych szans na zarzucenie bokiem. Można ją delikatnie uśpić przez profile DCC, czyli regulacji trybów jazdy, ale nie ma możliwości kompletnie jej wyłączyć. Do tego jeszcze dorzucę plusik za brak jakichkolwiek trzasków i skrzypienia podczas jazdy.

Cena za ten fun.

Po ponad 700 km nabrałem przekonania, że ze Skodą Enyaq mógłbym śmiało wyruszyć z rodziną zarówno w góry, jak i na mazurskie serpentyny. Oczywiście wcześniej dobrze planując całą trasę, pod aspektem ładowania auta. Zawsze należy pamiętać, że akumulator o pojemności 77 kWh netto jest drenowany średnio z 25 kWh na każde 100 km. Nadal jednak jest to koszt jazdy niższy niż w aucie spalinowym.

Tak jak bardzo chętnie stałbym się właścicielem Enyaq Sportline, to cennikowo niestety jest po prostu drogo. Sportline 80x zaczyna się od 285 tysięcy złotych. Na szczęście opcji dodatkowych nie ma zbyt wiele. Zaznaczając wszystko co było możliwe nie przebiłem 312 tysięcy, a dołożyłem z rzeczy droższych tylko hak elektryczny, dach panoramiczny, pompę ciepła praz droższy lakier i jeszcze większe felgi.

Jeśli chodzi o sam wygląd, to Enyaq od samego początku moim zdaniem najbardziej przemawia do mnie spośród całej konkurencji. I właśnie na nią bym się skusił ze względu na bardzo jasną komunikację co ona oferuje, jakość wykończenia w środku, i ogrom przestrzeni w aucie. Do tego stały napęd na wszystkie koła pozwala bez strachu o plomby zjechać z asfaltu, i to mimo 20-calowej felgi. Do tego płynny i intuicyjny system multimedialny tylko wspiera tę decyzję.

Jednak stając przed wyborem Enyaq Sportline 80x, a Skoda Kodiaq RS wybieram tego drugiego. I to tylko przez aspekty wizualne, wygodniejsze fotele oraz fenomenalne zestrojenie silnika, jeśli chodzi o zużycie paliwa. Zaznaczam jednak, że ja rzadko jeżdzę dużym autem po mieście. Jeśli tylko ten aspekt by się u mnie miał zmienić, to decyzję co do jazd „wokół komina” na pewno bym podjął na tą drugą opcję. Mam wśród znajomych osobę, która właśnie z tego powodu wymieniła Kodiaq na Enyaq, a chyba lepszej rekomendacji dać nie można.

MP

We współpracy ze Skoda Polska

Instagram

Facebook

TikTok

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *