H jak…?
Zacznijmy od zagadki. Co to jest? Nic nie waży, silnik ma z przodu, nieduża moc, a z tyłu ledwo zmieścisz walizkę. Wiesz? Renault Megane RS.
RS czyli Renault Sport.
No właśnie, trochę się pozmieniało. Hot Hatch, bo o niego właśnie chodzi, pierwotnie był drogowym gokartem z napędem na przód, wyłącznie. Dziś możesz do niego spokojnie wrzucić trzy walizki do bagażnika, zapakować szwagra z tyłu, odsunąć się wygodnie, i prowadzić jednym palcem, bo wspomaganie kierownicy Ci pomoże, a od władowania się w drzewo uchroni Cię elektronika.
Przywykliśmy, do tego że nowe auta mają coraz więcej mocy, jeździ się komfortowo, w otoczeniu wysokiej jakości materiałów, a licznik pokazuje prędkości powyżej 100 km/h w czasie poniżej 10 sekund, a nie minut. Ale czy to wszystko nie zabiło prawdziwego ducha Hot Hatcha? Czy dalej można mieć mnóstwo zabawy w takiej małej pierdziawce.
Renault Megane RS w barwach.
Cóż, trzeba to było sprawdzić. Pomarańczowy. Ok. Spójrzmy w dane techniczne. Robi wrażenie. Silnik uturbione 1.8l. No dobra, może być. Moc 280KM. Zaczyna mi się podobać. 390Nm, niecałe półtorej tony, i mniej niż 6 sekund do setki. Na papierze jest świetnie, nie powinno wyrywać kierownicy, w końcu to coś powstało w rękach ekipy z Renault Sport. Oni wiedzą co robić. Megane RS to zawsze była jedyna wersja kultowego hatchbacka którą chciałem mieć, z całej gamy aut z nad Sekwany…
Megane nigdy nie chciało być najmocniejszym autem w segmencie. Ani nigdy nie chciało mieć najwięcej miejsca, ani nie było specjalnie innowacyjnym autem. Ale zawsze przyciągało oko, bo co jak co, ale projektować auta to Francuzi potrafią…
H jak hop.
Wsiadam. Ciasno. Cóż, przywykłem, ostatnio we Fieście gdyby nie szyberdach to w ogóle bym się nie zmieścił. Jedziemy. Brzmi, dobrze brzmi. Ale to wydech w trybie Race. Nawet mi się nie chciało wyłączać. Po całym dniu jazgotu w pracy bardzo miła odmiana w rodzaju hałasu. No i tak przyjemnie w korkach po Stolicy dawno mi się nie jeździło.
Czucie na kierownicy jest świetne, czuć co auto chce zrobić, a ono wie co Ty chcesz. Nie sięgam do gałki zmiany biegów, choć brakuje mi tego. Mam łopatki, fajne metalowe, ale nie zachęcają. Słyszę głosik w głowie „automat i miasto to świetne połączenie, zaufaj miiii”. Światła, idealnie. Hamulec, gaz i ogień. Za krótko. Szybko, głośno, ale za krótooo. Zmiana trasy. Cholerne korki. To może choć jakieś zdjęcia?
H jak hype.
Dopiero teraz widać smaczki. Halogeny nawiązujące do historii marki oraz do F1,tego się nie dostrzega. Subtelne oznaczenie 4control, klasyk dla Renault, mam nadzieję sprawdzić go nieco później.
I samo logo RS. Malutkie, centralnie pod logo, schowane. Mniam. To lubię najbardziej.
Megane nie etapuje mocą, nie jest wulgarne, śmiem nawet stwierdzić, że postronna osoba nawet nie zorientuje się, że to jest TEN bardziej sportowy.
R jak ruch.
Słońce się już powoli ma ku zachodowi, czas ruszać. Warszawski ruch sprawia, że mam czas docenić smaczki w środku. Masywna kierownica sygnowana czerwonym logo RS, świetnie leży w dłoniach. Nie ucieka, dokładnie według przewidywań. Ze środka zerka na mnie wielki tablet. Czerwone światło, no dobra, pomacam. Centrum multimedialne, dużo ustawień. Nie dotykam, szkoda mi czasu, uciekają cenne minuty. Zerkam na spalanie – 14 litrów, oj chyba trzeba go trochę docisnąć.
S jak serce
Wracam. Nie chcę. Chcę uciec z miasta, pojechać tam gdzie można wycisnąć z Megane więcej. Wejść w zakręt za mocno, ruszyć za szybko, wbić żonę w fotel przyspieszeniem. W Megane minuty uciekają niczym piasek w klepsydrze, nieubłaganie…
Zawiodłem się. Liczyłem, że RS’ka będzie mnie rozleniwiać, przez wszędobylską elektronikę, denerwować przez ten tablet, i katować z głośników udawanym wydechem Akrapa. Nic z tego. Ona nie udaje że ma moc, ona pozwala się rozsiąść, i jeśli masz ochotę to ją po prostu poczuć. Nie trzeszczy niczym typowy Francuz, nie rzuca komunikatami na desce rozdzielczej po których chce się wyjść i zostawić ją w szczerym polu.
Wysiadam, oddaję kluczyki i wiem, że jeszcze będę chciał z nią porozmawiać, nie raz.
We współpracy z Renault Polska
Galeria: